Recenzja filmu

Księga krwi (2009)
John Harrison

Na rozstaju dusz

Zmarli mają drogi, jedynie żywi błądzą – słyszymy pod koniec seansu. Faktycznie, twórcy zbłądzili i stworzyli film nijaki i nieciekawy.
Każdy z nas jest krwawą księgą - gdziekolwiek się nas otworzy, jesteśmy czerwoni - takie słowa pojawiają się na jednej z pierwszych stron Księgi Krwi I, pierwszego z sześciu zbiorów opowiadań Clive’a Barkera. Pisarz ten odznacza się nie tylko ciekawym poczuciem humoru, ale również genialną wyobraźnią. Czytając kolejne rozdziały nieraz wyobrażałem sobie, jak mogły by wyglądać ekranizacje poszczególnych opowiadań. Nigdy nie przyszło mi jednak do głowy, że ktoś przeniesie na duży ekran pierwszą i ostatnią historię, które są jedynie wstępem i epilogiem wszystkich pozostałych. Kiedy więc pierwszy raz natknąłem się na filmową "Księgę Krwi" wiedziałem, że prędzej czy później ją obejrzę. Niestety moje obawy potwierdziły się i z nie najlepszego opowiadania powstał film, który ciężko nazwać udanym.

Mary Florescu (Sophie Ward) pisze powieści o paranormalnych zjawiskach, jednak nigdy nie udało jej się zebrać niepodważalnych dowodów na ich istnienie. W końcu trafia do starego domu, w którym od lat dochodzi do niewytłumaczalnych wydarzeń. Jednocześnie przypadkiem poznaje Simona McNeala (Jonas Armstrong) – chłopaka, który posiada nadnaturalne umiejętności. Razem starają się skontaktować ze światem duchów. Jednocześnie rodzi się między nimi uczucie.

Filmowe adaptacje tego pisarza już nie raz gościły na ekranach kin i niektóre jak m.in."Hellraiser" czy "Candyman" stały się horrorami kultowymi. Tym razem jednak historia jest średnia, pomimo że scenariusz został wzbogacony o parę wątków względem książkowego pierwowzoru. Całość to dość zwyczajne ghost story. Mamy niezły klimat, w jego budowaniu pomagają cytaty zaczerpnięte wprost z książki, ale na niewiele się to zdaje, skoro przez większość seansu nic się nie dzieje. W zasadzie erotycznych scenek z nie najmłodszą, ale śliczną Sophie Ward jest więcej niż momentów, które mają podnosić ciśnienie.

Aktorstwo stoi na zadowalającym poziomie. Wzajemne relacje duetu ArmstrongWard ciekawią, z boku mamy nieufnego Paula Blaira. Efekty specjalne są zadowalające, charakteryzacja też, zwłaszcza jeżeli chodzi o tą związane z ranami i krwią. Filmu jednak nie jest szczególnie krwawy, na powtórkę z "Hellraisera" nie ma co liczyć. Podobał mi się moment, w którym zaczęto się zastanawiać, czy tajemnicze wydarzenia nie się jedynie mistyfikacją, ale z tym mieliśmy styczność już wiele dekad temu, w "Egzorcyście". "Księga Krwi" niema jakiejkolwiek cechy która wyróżniałaby film wśród setek innych tego typu produkcji.

Zmarli mają drogi, jedynie żywi błądzą – słyszymy pod koniec seansu. Faktycznie, twórcy zbłądzili i stworzyli film nijaki i nieciekawy. Fani Clive’a Barkera i poprzednich ekranizacji jego dzieł raczej się zawiodą. Ja puszczam seans w niepamięć i czekam, aż pojawią się pierwsze informacji o ekranizacji "Bluesa Świńskiej Krwi".
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones